Zimy brak :(

Wiecie co tak trochę tęsknimy za zimą ale to chyba tylko dlatego,że Marcel przecież jeszcze nie widział śniegu:( Sanki dostał od dziadków na Mikołaja i tak stoją i czekają na choćby najmniejszy śnieg.Z tego co widać to chyba się jej szybko nie doczekamy,mam nadzieję że w ogóle przyjdzie.

Powiem Wam,że jak byłam mała bardzo lubiłam turlać się w śniegu,robić "aniołki" czy zjeżdżać na sankach.Tata zawsze robił nam górkę na środku podwórka żeby było bezpiecznie i cała rodziną czerpaliśmy radość z każdego zjazdu czy jakiejś wywrotki :(

Teraz dziadki chcieli by dać to samo wnukom ale nie wiem czy to będzie im dane?!
Codziennie rano gdy się budzimy to pierwsze kroki robimy do okna i codziennie to samo ZIMY BRAK.:(

 Może ktoś powie,że tylko jacyś głupcy tęsknią za zimą bo kto tam lubi się ciepło ubierać wychodząc na dwór...My lubimy ale tylko wtedy gdy jest śnieg i widać za oknem bawiące się dzieci.Czy Marcelkowi nie będzie dane w tym roku poznać uroków zimy?Czy mój synek nie ulepi pierwszego w swoim życiu bałwana?
Już nie długo ferie i mamy na dzieje że "ten z góry"wie co robi i chociaż na ten czas da dzieciom trochę radości w postaci śniegu.Siedzenie przecież w domu przed komputerami nie zastąpi wspolnej zabawy na dworze.
Bardzo byśmy chcieli,żeby ta zima w końcu do nas przyszła,sama bym z niej chętnie skorzystała chociażby wyjść na spacer w pięknej zimowej białej aurze.
Jak na razie mamy deszcz i troszkę mrozu to może do sanek kółka zamontować? :) :)
 
Najgorsze tylko te bardzo długie wieczory bo na nie to już wcale nie mam pomysłu...ale da się przeżyć.Przynajmniej tata ma więcej czasu na zabawy z dzieckiem.

Jest jeszcze jeden powód dlaczego chcieli byśmy śnieg.
Mieszkamy przecież na wsi i wiemy,że brak zimy powoduje bardzo niekorzystny wpływ na rolnictwo gdy nie ma pokrywy śnieżnej na polach na wiosnę będzie za mało wody i wiosna będzie sucha to plony mogą ulec obniżeniu co spowoduje zdrożenie zbóż a w konsekwencji żywności.

Jest ktoś kto też tęskni za śniegiem?A może macie już dość zimy na ten rok?


Czytaj dalej...

Niespokojny sen

Dziś mieliśmy bardzo ciężką noc...

Od pewnego czasu Mały bardzo nie spokojnie śpi kręci się,wierci,rzuca po całym łóżeczku a czasem nawet przeraźliwie płacze.Tak właśnie było dziś.Spał spokojnie bo bardzo późno poszedł spać bo przecież musieliśmy zaliczyć Dzień Babci i Dziadka:) W pewnym momencie zaczął strasznie płakać(krzyczeć)wzięłam go na ręce ale nic nie pomagało cały się trząsł i przeraźliwie płakał,wiedziałam,że muszę go obudzić ale razem z mężem nie mogliśmy dać rady...Po dłuższej chwili obudził się i uspokoi.Siedziałam i tuliłam go do siebie zastanawiając się dlaczego tak się dzieje?A potem wrócił do łóżeczka i dwie godziny spał spokojnie a potem "stały rytuał"

Odkąd się urodził spał grzecznie w swoim łóżeczku i nie było żadnych problemów,wysypialiśmy się oboje.A gdy tylko skończył rok może jedną noc udało mu się przespał od 20.00 do 7.00 rano.
Całe noce strasznie się kręci,siada w łóżeczku popatrzy chwile i zasypia ale jak miną już maksymalnie 2godz to budzi się na jedzenie i tak może przez całą noc w porywach uda mu się przespać ciągiem(spokojnie)4 godz.
Już próbowałam dawać mu kaszki bo skoro się tak często budzi i pije to może jest głodny ale za żadne skarby nie chce pić tylko ruszy zwykłe mleko.Zaśnie ale zaczyna się wtedy stękanie,wiercenie czasem szału można dostać...W dzień śpi spokojnie.Ma tylko jedną drzemkę bo jak spał dwa razy w dzień to potem mógł szaleć do 23.00 i nic nie mogłam zrobić a tak idzie na noc o 20.00 i chociaż  pierwsze dwie godziny jego snu mam dla siebie:)

Siedzę tylko i zastawaniem się jaka może być tego przyczyna.Czy ząbki?Ma ich na razie tylko 7 ale nie widać,żeby dziąsła były opuchnięte ani nic co by wskazywało na kolejne zęby..
Słyszałam że dzieci w tym wieku bardzo mocno przeżywają w nocy to co się dzieje w dzień.Czy ten przeraźliwy płacz może być tego powodem?Czy nadmiar wrażeń może tak na niego wpływać?
Ale przecież przeważnie siedzimy w domu bawimy się razem i jest bardzo spokojnie?To dlaczego On tak "lata"po całym łóżeczku?
Czy macie jakiś pomysł?Czy Wasze dzieci też tak miały?
Czytaj dalej...

FANTAZJA - Klub Zabaw

Od dłuższego czasu obiecywaliśmy sobie,że zabierzemy Małego do jakiegoś klubu zabaw ale zawsze wypadało coś innego,nie wiem czy ważniejszego ale zawsze coś stawało na przeszkodzie.
Nie ma jak to robić coś spontanicznie i tak było tym razem pojechaliśmy na zakupy a znaleźliśmy się można powiedzieć w raju dla dzieci KLUB ZABAW DLA DZIECI FANTAZJA.

Nawet nie wiedziałam,że coś tak fajnego jest w Gnieźnie.Klub posiada dwie sale jedną dla takich maluchów jak nasz synek a drugą dla dzieci od 7 do 13 lat na którą trzeba zejść przez sufit-tak tak torem przeszkód na dół.Dla rodziców oczywiście są schody:)Już na samym wejściu mnie zachwyciło a Marcel od razu rwał się do dzieci siedzących w basenie z kulkami.Miałam problem żeby go rozebrać,dobrze że była z nami moja chrześniaczka Julia to od razu za nim pobiegła a ja mogłam załatwić wszystkie sprawy formalne :) Wejście za godzinę kosztuje 10zł od osoby a w barze można się napić dobrej kawy i zakupić wiele różnych słodkości.









 

Marcel latał po sali jak szalony a my za nim ciesząc się z każdego jego uśmiechu.Sala jest na prawdę przystosowana nawet do tak małych dzieci,każdy maluch znajdzie tam coś dla siebie.A najbardziej podobało mi się to,że na każdym piętrze chodzą panie które służą opieką i pomocą.
Trafiliśmy akurat na przyjęcia urodzinowe które odbywały się na obu salach.Dziećmi zajmowały się animatorki a rodzice zajmowali się ploteczkami,niektórzy nawet pracowali korzystając z darmowego wifi :)
Ciekawą rzeczą jest też Klub Malucha-organizują zajęcia dla dzieci od 3 roku życia dwa razy w tygodniu i bez żadnego problemu możemy zostawić dziecko pod profesjonalną opieką.
Moją uwagę również zwróciła wypożyczalnia strojów,mają ich tam na prawdę dużo nie tylko dla dzieci ale również dla dorosłych a co ważne oferują również uszycie takiego stroju na jaki jest akurat zapotrzebowanie :)
Na drugiej sali(na dole)raj dla nastolatków różne interaktywne gry,zjazd na pontonach,cymbergay i sala disco na której odbywają się imprezy które prowadzi DJ.





Marcel był tak zachwycony,że mógł pójść gdzie chciał i nikt mu nic nie bronił a wręcz przeciwnie.
Biegał,krzyczał wspinał się gdzie tylko mógł a nasza trójka chodziła za nim bawiąc się i ciesząc
 z jego każdego uśmiechu.Julia miała co robić bo bardzo mu się spodobało zjeżdżanie do basenu
 z kulkami no a przecież ja nie mogła bym tego zrobić :)
Wiem,że nie raz tam wrócimy bo widząc uśmiech na twarzy malucha to aż się chce wracać do takich miejsc.Dostaliśmy ulotkę,że w lutym organizują Piżama Party.Nasz Marcel jest za mały ale jak by ktoś miał ochotę to na prawdę warto :)

Czytaj dalej...

Co potrafi 15miesięczne dziecko?

Moje dziecko coraz bardziej mnie zaskakuje.dopiero pod koniec stycznia skończy 15 miesięcy  a On lata jak szalony i praktycznie codziennie robi i mówi coś nowego.
Już od jakiegoś czasu potrafi powiedzieć nam odgłosy wszystkich zwierząt domowych jak kura,kot,krowa czy pies.Potrafi również nazwać wszystkie części ciała,uczył się oczywiście na ukochanym misiu ale teraz pokaże je również na sobie.

Pewnego dnia stojąc czy oknie w altanie pokazywał paluszkiem i krzyczał
-ko ko,ko ko
-tak kochanie tam jest kura-odpowiedziałam
-kura kura-zwinnie powtórzył
No i tak już zostało po podwórku już nie chodzi ko ko tylko KURA:)

Pierwszym słowem naszego malca było TATA a więc nasz tatuś chodził dumny jak paw:)
Potem już szło jedno po drugim mama,baba,dziadzia,ciocia.Teraz ulubionym słowem jest oczywiście NIE,no chyba że jest głodny a potrafi jeść za trzech więc chodzi i krzyczy Mniam mniam i odpowiada mi na pytanie czy jest głodny TAK:)

O właśnie!Wczoraj przybyło następne słówko.
Tata z Marcelkiem często ogląda bajki na komputerze,więc dziecko gdy tylko ma go w zasięgu wzroku pokazuje paluszkiem,że chce bajkę.I tak było tym razem pokazała mi na komputer kiwając główką Tak tak

-chcesz bajkę-zapytałam?
-tak TOM TOM
No i mama w szoku dziecko samo poprosiło o ulubioną bajkę Traktor Tom :)



Oprócz oczywiście zabawy traktorkami,których w domu jest ogrom Marcel często wyciąga klocki i buduje wieże a jeszcze lepszą zabawą jest burzenie tej którą mama wykona :)Możemy tak siedzieć i budować godzinami a jak się znudzi to oczywiście ładuje na przyczepkę i wywozi w drugi kont pokoju.Po wielkim budowaniu zawsze razem wkładamy klocki do pudła bardzo głośno przy tym liczymy każdy klocek więc Małemu się to bardzo podoba.

Muszę Wam jeszcze wspomnieć o zabawie która najmniej mi się podoba bo jak tylko dorwie jakiś długopis albo kredkę to moje białe krzesła w kuchni również robią się kolorowe,jak te gazety po których maluje:)

Dzień w dzień zaskakuje nas czymś nowym aż czasem się zastanawiamy czy to wszystko nie za szybko mu idzie? :) :) Czy 15 miesięczne dziecko aż tyle potrafi?





Czytaj dalej...

Moje wspaniałe 9 miesięcy :)

Tak ,tak to że chce być w ciąży to juz wiecie.ale tym razem chciałabym się z Wami podzielić jak zniosłam te piękne 9 miesięcy.Najwspanialszy czas chyba dla każdej kobiety,kiedy nosi pod serduszkiem tak malutką istotkę:)
niedługo po ślubie zdecydowaliśmy,że nadszedł czas na powiększenie rodziny,ale to wcale nie było takie proste.Zanim zaszłam w ciąże odwiedziłam nie jednego lekarza i wszędzie to samo-bardzo dużo pęcherzyków na jajnikach może być problem z szybkim zajściem w ciąże.Trzeba czekać i próbować.Leczyłam się 5 miesięcy,można powiedzieć że tylko bo przecież są pary które starają się latami.A nam się udało,w końcu na teście pojawiły się upragnione dwie kreski:)Mieliśmy nikomu nic nie mówić ale nie mogłam wytrzymać tak się cieszyłam i bardzo chciałam,żeby bliscy dzielili tą radość ze mną więc przy najbliższej okazji przy wspólnej kolacji powiedzieliśmy wszystkim tę radosną nowinę:) Nie obyło się oczywiście bez łez wzruszenia :)


Początek ciąży znosiłam bardzo dobrze,żadnych mdłości,żadnych apetytów po prostu NIC,czułam się normalnie.Do czasu...
W 12 tyg.zaczęły się problemy,trafiłam do szpitala z lekkim krwawieniem i usłyszałam diagnozę"poronienie zagrażające,musi pani u nas zostać"Bardzo płakałam,bo bardzo się bałam ale wiedziałam,że muszę zrobić wszystko aby utrzymać tę ciąże choćbym miała leżeć całe 9 miesięcy.
Po kilku dniach wyszłam do domu oczywiście z lekami podtrzymującymi ciąże i obszerna wiedzą na temat tego że mam się oszczędzać czyli NIC nie robić!
Czekałam z niecierpliwością,aż miną te długi dwa tygodnie i pójdę na wizytę do swojego lekarza,chciałam po prostu usłyszeć,że jest chociażby lepiej i nie muszę tylko siedzieć i leżeć.
Nadzieja jednak się rozmyła pojawił się następny problem lekarz podejrzewał hipotrofie płodu i od razu wysłał mnie do Poznania na badanie anatomii płodu aby wykluczyć wady wrodzone.Po paru dniach jechaliśmy już do kliniki pełni obaw.Czy naprawdę dziecko jest za małe?Czekaliśmy w długiej kolejce na naszą kolej,aż w końcu się doczekaliśmy.Wizyta u profesora była bardzo dokładna i trwała bardzo długo.Wyszłam z papierem w ręku że ryzyko wad u dziecka jest bardzo niskie.Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.Zostało tylko uważać na siebie,dbać i chodzić na wizyty.
Między 18 a 24 tygodniem byłam na kolejnej wizycie w klinice.Dostałam piękne zdjęcie usg 4D mojej iskierki  i pełną pewność że wszystko jest w najlepszym porządku a i oczywiście dowiedziałam się,że będziemy mieć syna:)

Wszystko było dobrze aż do momentu 35 tygodnia znów trafiłam do szpitala z rozwarciem.Już myślałam,że dziecko przyjdzie na świat trochę za wcześnie a nic w domu nie uszykowane:( Wszyscy mieliśmy mętlik w głowie,nie wiedzieliśmy co się wydarzy.Bratowa zrobiła za mnie wszystko czego nie zrobiłam bo przecież jeszcze był czas.Zabrała ode mnie wszystkie ubranka poprała poprasowała i pięknie ułożyła.Pewnie sama nie zrobiła bym tego lepiej bo Ona jest bardzo dokładna i za to jestem jej bardzo wdzięczna,bo choć wróciłam do domu jeszcze bez dzidziusia i mogła bym to zrobić sama to i tak jest za co dziękować:)
Byłam w domu tylko dwa tygodnie i w 38 tyg. znowu wróciłam na oddział ze skurczami przepowiadającymi.Nie zapomnę tych dni chyba nigdy leżałam i tylko słuchałam "Pani nic nie jest z takimi skurczami można chodzić dwa tygodnie,pójdzie pani do domu." Byłam bardzo zła bo Ktg nie wykazywało żadnych skurczy a mnie coraz bardziej bolał dół brzucha.Lekarze stwierdzili,że jeszcze jeden dzień zostanę potem zrobią mi badanie i pójdę do domu.
Nadszedł więc wtorek 29 października,zabrali mnie na badanie a tam okazało się,że mam bardzo mało wód płodowych i od razu pojechałam na porodówkę.Zadzwoniłam do domu,nikt mi nie wierzył,że to już bo przecież miałam iść do domu.Podłączyli mi kroplówkę no i trzeba było czekać na skurcze.Ale oczywiście ich nie miałam,nawet te cudowne maszyny ich nie wykazywały tylko coraz częściej przychodził ucisk w dole brzucha.Wszystko poszło bardzo szybko leżałam wciąż pod ktg aż w końcu odeszły wody(których podobno nie miałam) i w piorunującym tempie przyszedł na świat mój mały synek.Nie oddałam go nikomu wykonałam tylko telefon do męża,że został tatą i się popłakałam i tak dwie godziny z dzieckiem na brzuchu leżałam i patrzyłam na ten mały cud.:)Potem nas przenieśli na ogólną sale i kazali mi odpocząć zabierając maluszka.Ja zamiast odpoczywać wykonałam setki telefonów aby podzielić się radością ze znajomymi i rodziną.Potem przyjechał nasz tatuś i juz nie chcieliśmy się rozstawać ale niestety musieliśmy..
Pełna wrażeń nie mogłam zmrużyć oka najchętniej całą noc patrzyła bym na tą mała kruszynkę.:)

Po 8 dniach pobytu w szpitalu wróciłam do domu,już z synkiem i kto by się spodziewał że urodzę w dniu w którym miałam pójść do domu....
Czytaj dalej...

Mętlik w głowie

Tak sobie założyłam,że w tym roku będę w ciąży.Marcelek w październiku skończy dwa lata,to przecież najlepszy moment na drugie dziecko.Chociaż mój mąż twierdzi inaczej,może i ma trochę racji,ale jak nie teraz to kiedy?Za dwa lata?Przecież to będzie między nimi zbyt duża różnica wieku a tego bym nie chciała.

Wiem,że nasz mały domek (który dzielimy z dwiema dorosłymi osobami)jest zbyt ciasny na kolejne dziecko.Mamy pokój 12m kwadratowych w którym stoi łóżeczko,nasz tapczan i komoda i gdzie tu jeszcze pomieścić wszystkie sprzęty i kolejną mała istotkę?Chociaż myślę,że czasem ludzie mają gorzej jak my i sobie radzą to co my nie damy rady?W końcu jest jeszcze jeden pokój z którego korzystamy wszyscy,więc myślę,że jak się chce to można wszystko.Jestem w stanie nawet się poświecić i wziąć syna do naszego łóżka byle bym tylko mogła wychować następne maleństwo.Wiem,że spanie z rodzicami to nie najlepszy pomysł zwłaszcza że dziecko od samego początku śpi samo ale co tam...Mamy kojec,mógłby spać sam,ale gdzie go wstawić?


Mamy wszystko łóżeczko,ciuszki,wózek czy jeszcze czegoś potrzeba?Myślę,że skoro daliśmy radę i Marcel ma wszystko czego mu potrzeba to drugiemu dziecku też by niczego nie zabrakło.

Jest ciężko nie powiem,że nie bo gospodarstwo nie przynosi już tylu korzyści ale jakoś żyjemy.Najważniejsze przecież jest to,że mamy dach nad głową ,jesteśmy razem i się kochamy.Wspieramy się nawzajem jak tylko umiemy i wiemy że na nasze "dobre duszki"też zawsze możemy liczyć! :)

Siedzę w tym naszym ciasnym(ale własnym)pokoiku i nie mogę pozbierać myśli.Ciągle w głowie siedzą słowa męża"przecież nas nie stać na drugie dziecko,nie mamy miejsca,jak Ty sobie to wyobrażasz?"
Rozważam wszystkie za i przeciw.Tak bardzo chce mieć drugie dziecko,że gdy tylko przychodzi jakaś obawa zaraz sobie to prostuje i inaczej tłumacze oczywiście tak żeby wyszło na moje :)
Czy dziecko to aż taki problem?Przecież ludzie mają nie raz gorsze warunki i jakby każdy myślał jak mój mąż to dzieci by się wcale nie rodziły!Mam rację?Drugie dziecko to już inne wychowanie,jesteśmy bardziej doświadczeni i wszystko idzie lżej.Przynajmniej ja tak myślę a Marcel przecież nie może być sam.Zawsze chciałam mieć trojkę dzieci i myślę,że to najlepszy czas na rodzeństwo:)
Jeszcze tylko muszę przekonać męża a jestem już na dobrej drodze,więc miejmy nadzieję,że już niedługo moje życzenie na ten rok się spełni.Kto wie?!Trzymajcie kciuki!!


Czytaj dalej...

Nadrabiamy zaległości.ZAKOPANE cz.2



A wiec nasza wycieczka trwała dalej.Oto nasze kolejne dwa dni w przepięknym Zakopanym.
 
Trzeciego dnia już tata nie mógł z nami nigdzie pójść bo nogi odmówiły posłuszeństwa .Choć przez większość naszego pobytu padał deszcz nie mogłam odpuścić sobie wjazdu na Kasprowy Wierch i wiedziałam że to będzie niesamowite przeżycie dla mojej mamy i Macieja. Dojechaliśmy do Kuźnic i moim oczom ukazała się kilometrowa kolejka i czas oczekiwania na wjazd ponad 6 godz. Gdzie tu czekać tyle z małym dzieckiem, co robić przez ten czas? Nadzieja na wjazd do góry malała z minuty na minutę L Maciej już też zniecierpliwiony bo tak bardzo chciał pojechać tą kolejką.
UDAŁO SIĘ !UDAŁO! Po jakiejś pół godziny dotarliśmy do kasy, nie wiem jakim cudem ale podobno są tam tacy ludzie co” robią kolejkę”, ale tego już mama nie chciała zdradzić :)Ważne, że dotarliśmy na górę a śmiechu w kolejce było co niemiara bo strasznie trzęsło, ale widoki zapierające dech w piersiach. Wjechaliśmy w bardzo dobrym momencie, bo po jakiś 20 minutach nadeszła straszna mgła i już nic nie była widać, ale my zdążyliśmy zobaczyć jak tam pięknie.

































W ostatni dzień naszego pobytu postanowiliśmy dać trochę radości naszym dzieciom i pod nich poszukać atrakcji. Wiadomo Marcel jeszcze za mały ale za to Maciej mógł korzystać. Udaliśmy się do domu do góry nogami-tam na prawdę działają inne siły grawitacji. Wrażenie nieziemskie :)
Jak byście mieli kiedyś okazję to polecamy! Nie zdziwcie się jak nad waszymi głowami zobaczycie sedes. haha

















































Następnie udaliśmy się na wystawę klocków lego, to dopiero coś dla naszego Macieja,  bo uwielbia
te klocki a tam na prawdę było coś niesamowitego i szacunek dla tych którzy to układali, to na prawdę wspaniała rzecz! Nie chciało się  stamtąd wychodzić ale powoli robiło się coraz mniej miejsca i musieliśmy się ewakuować:)
















  




 


























Oczywiście nie było by Zakopanego, jak byśmy nie zobaczyli skoczni, więc szybkim krokiem przez 
 całe Krupówki udaliśmy się pod Wielką Krokiew. Przypomniało mi się wtedy, że gdy Maciej bym mniejszy bawił się w Adama Małysza –wchodził na fotel, uginał nóżki, brał ręce do tyłu i skakał mówiąc „Skacz jak Adam Małysz” 

























A pod skocznią szał dla dzieci różne place zabaw, tory do zjeżdżania po prostu nie wiedzieliśmy gdzie najpierw się udać. Maciej korzystał na całego a my z Marcelkim dotrzymywaliśmy mu towarzystwa śmiejąc się razem z nim.





















Nadszedł dzień wyjazdu, ruszyliśmy wcześnie rano bo chcieliśmy po drodze wstąpić jeszcze do Oświęcimia i tak zrobiliśmy zwiedziliśmy obóz Auschwitz i ruszyliśmy w długą drogę do domu gdzie czekali na nas bliscy a przede wszystkim nasz tatuś bo niestety mając gospodarstwo nie zawsze możemy sobie na wszystko pozwolić :(




















Wiecie co, jechałam tam trochę z obawami jak Marcel zniesie 12-godzinną podróż i  czy tam w ogóle będzie spał ?Jak zniesie zmianę klimatu? Jak dojechaliśmy wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Wystarczy tylko pozytywne myślenie! Bardzo miło spędziliśmy razem czas.
Byłam w górach dwa razy i powiem Wam, że po prostu się w nich zakochałam i jak tylko będziemy mogli i finanse nam na to pozwolą to na pewno wrócimy tam nie raz. Marzy nam się zobaczyć góry zimą bo to całkiem inny widok jak leży śnieg zwłaszcza że Marcel coraz większy i było by to dla nas wielkie przeżycie, mam nadzieję, że kiedyś uda nam się spełnić to marzenie.

A Wy jakie macie wspomnienia z gór? Czy można się w nich zakochać?
Czytaj dalej...

Nadrabiamy zaległości.ZAKOPANE cz.1

Obiecałam Wam kiedyś że na blogu pojawią się zdjęcia z naszego pobytu w Zakopanym a potem zniknęłam(ale to już dłuuuga historia)Chciałabym nadrobić zaległości i opowiedzieć Wam jak wyglądała nasza podróż i sam pobyt w Zakopanym z 10 miesięcznym wtedy Marcelem.

Gdy dowiedzieliśmy się,że dziadki chcą nas zabrać w góry bardzo się cieszyłam nawet nie pomyślałam że to przecież będzie bardzo długa i męcząca podróż dla Marcela,nic nam nie stało na przeszkodzie,no może oprócz jednego- PAKOWANIE,co zabrać małemu dziecku w góry w samym środku lata?Bardzo długo pakowałam i to jeszcze w ostatni dzień,gdyż wyjeżdżaliśmy na noc żeby Maluchy mogły sobie spać,bo przecież nie mogło zabraknąć z nami naszego kochanego Macieja.

Koło godz.22.00 dziadek z babcią i Maciejem podjechali po nas,zapakowaliśmy wszystkie torby,wózek no i już był pełen bagażnik:)Ruszyliśmy w drogę,dzieci zasnęły od razu i spały smacznie prawie przez cała drogę.A nam w dobrym humorze mijała godzina za godziną,bo czasem "nasze polskie drogi"i ich oznakowania dawały się we znaki ale jakoś daliśmy radę i o 8.00 byliśmy na miejscu.Zameldowaliśmy się w pięknym pokoju w Pensjonacie Szafran wypiliśmy dobrą kawę i stwierdziliśmy,że nie ma co tracić czasu tylko trzeba ruszyć na zwiedzanie Zakopanego.Ze Skibówek pieszo mieliśmy trochę drogi aby dojść do centrum,ale nam to wcale nie przeszkadzało.Naszym celem pierwszego dnia,żeby nie było od razu za dużo i za męcząco była Gubałówka.Wjechaliśmy do góry tramwajem.Nie zapomnę przerażenia w oczach mojej mamy:)Oglądaliśmy piękne widoki,ale niestety zgonił nas obfity deszcz, zjechaliśmy na dół po czym udaliśmy się na Krupówki,gdzie zjedliśmy pyszny obiad. Marcel siedział w wózku bardzo grzecznie i obserwował wszystko dookoła.Jego oczka krążyły wszędzie,wszystko było dla niego nowością:)
Gubałówka



Wjazd na Gubałówkę
Krupówki


















































Drugiego dnia naszym celem było Morskie Oko.Spakowaliśmy Marcela,bo to przecież wycieczka na cały dzień,ja wiedziałam co mnie czeka bo byłam już tam drugi raz ale moi rodzice niestety NIE!Maciej włożył sobie wszystko do plecaczka i ruszyliśmy na przystanek aby busem dojechać do miejsca gdzie potem czekała nas tylko wędrówka,gdyż własnym samochodem nie było szans żeby tam w ogóle się dostać.Dotarliśmy na miejsce i teraz czekała nas długa wędrówka :)Wiedziałam ile wysiłku potrzba aby tam wejść i ostrzegałam rodziców że w ich wieku i z ich chorymi nogami NIE DADZĄ RADY,a gdzie tu miał dojść taką drogę 5 latek?Marcel siedział sobie wygodnie w wózku więc dla niego nie było różnicy.Gdy usłyszeli cenę za jaką była możliwość wjazdu na górę od razu postanowili iść pieszo.Droga była bardzo długa i męcząca nie raz padały słowa "za jakie grzechy" a ja tylko szłam i podziwiałam sama siebie i naszego dzielnego Macieja bo,które dziecko bez zająknięcia przeszło by 12km wciąż pod górę,nawet ja gdy pokonywałam tą drogę po raz pierwszy,szłam ze łzami w oczach ciągle sobie powtarzając że NIE DAM RADY.A on szedł i nic nie mówił.Nasz Marcel zdążył się wyspać,pchany w wózku przez dziadka a jak doszliśmy na miejsce po ponad 3 godzinach razem z nami podziwiał piękny widok.Nasza cała czwórka była bardzo z siebie dumna że pokonała tę trasę,choć nie było łatwo,ale w drogę powrotną postanowiliśmy już wsiąść na bryczkę,bo chyba połowa z nas by nie doszła :)

No i maszerujemy :)

Chwila oddechu.Potok Roztoka















 To była bardzo ciężka wędrówka więc zasłużyliśmy na pyszny obiad i jeszcze bardziej wspanialszy deser lodowy :)i to już oczywiście na naszych kochanych Krupówkach.



















I tak czuje niedosyt bo nie dotarłam na Czarny Staw i obiecuję sobie,że jak tylko będę miała okazję wrócić to na pewno to zrobię:)
Relacja z kolejnych dwóch dni w następnym poście bo przecież nie będę tyle nudzić bo kto by to czytał:) :)
Jedno wiem muszę tam wrócić!

Czytaj dalej...

Co zrobić kiedy masz inne zdanie niż rodzina?

Co zrobić kiedy masz inne zdanie niż rodzina?
Walczyć o swoje racje czy "dla świętego spokoju" pod porządkować się innym?
To dylemat przed którym bardzo często staje pewnie nie jedna z nas.I powiem wam szczerze,że tak naprawdę nie znam jedno znacznej odpowiedzi na to pytanie.Bo chyba wszystko zależy od tego 
w jakiej sytuacji się znajdziemy i czego dotyczyć ma nasza decyzja.
Najprostszym przykładem jest wychowanie dzieci.Jestem zdania,że dziecko w miarę możliwości powinno być jak najdłużej na dworze.I bez względu na to czy jest słonecznie czy deszczowo,gorąco czy też zimno,to zawsze chociaż na 20min starajmy się wyjść na spacer.Ale nie zawsze wszyscy podzielą moje zdanie.I kiedy słyszę "Co Ty robisz?Jest tak zimno a Ty chcesz zabrać dziecko na tak niezdrowe powietrze?Przecież będzie chory",to głęboko się zastanawiam co zrobić.Z jednej strony sobie myślę "Jest zdrowy,a dwór nigdy nie może zaszkodzić,lepiej się prze wietrzyć niż dusić w tym gorącym domu"ale z drugiej strony przecież są to ludzie bardziej doświadczeni i może mają rację?
No i po co się kłócić?Ale w tym przypadku najczęściej dla dobra naszego zdrowia wychodzimy
 na spacer i tylko czasami przemilczymy wszystko i zostajemy w domu.
Albo kiedy dziecko jest przeziębione to następuje pytanie : zabierać go na spacer lub wyjeżdżać 
w odwiedziny do rodziny i znajomych,czy zostać w domu?Przecież to tylko katar.Według osób starszych dziecko powinno kurować się w domu,ale czy na pewno to najlepsze wyjście?Jeśli nie ma gorączki i nie jest marudne to nie lepiej byłoby wyjść złapać świeżego oddechu?
No i kwestia wyjazdów na wakacje.Czy słyszeliście chociaż raz,że macie zbyt małe dziecko i nie macie go nigdzie zabierać,bo tak i tak będzie niczego pamiętać i tylko się umęczy?A jeśli już jechać to gdzie?W górach Wy się zmęczycie z "tym dodatkowym balastem",a nad morzem jest zbyt duże słońce i jeszcze udaru dostanie.
No i nigdy nie ma czasu na wyjazdy,bo albo za wiele to kosztuje,lub trzeba pilnować gospodarki,domu,iść na pole lub wysprzątać wszystko,obiady gotować dla ludzi.Ale czy można tego wszystkiego pogodzić?
Niejednokrotnie zrezygnowałam z własnych planów i marzeń.I niejednokrotnie z tego powodu płakałam,ale teraz wiem,że nie zawsze trzeba się poświęcać  i że należy również zadbać o swoje zdanie i swoje szczęście.
A jakie jest Wasze stanowisko w tej sprawie?

Czytaj dalej...

Sylwestrowe przesądy.Co myślicie?

Ostatni dzień 2014roku a tu tyle pracy -myślałam leżąc jeszcze w łóżku..Trzeba przygotować dobra kolacje bo to przecież Sylwester :)
Marcelek obudził się później niż zwykle stał w łóżeczku i wołał "Mama Mama",podeszłam aby go wyciągnąć a tu niespodzianka On cały mokry i pościel pływa:)no nie mało roboty jeszcze pranie!ale byłam zła ale co zrobić jak dziecko dużo pije w nocy to takie są efekty,ale STOP moja mama zawsze powtarzała,że się nie pierze w Sylwestra bo to wróży niedostatek.Jak to zrobić gdy w domu ma się małe dziecko?Przecież jesteśmy nie raz do tego zmuszeni,i moją pierwszą rzeczą jaką zrobiłam tego dnia to włączyłam pranie,bo przecież nie miałam innego wyjścia :)
Przypomniało mi się również,że podobno tego dnia nie sprząta się mieszkania bo wymiata się szczęście.Wyobrażacie sobie coś takiego ?Bo ja osobiście NIE!W kuchni demolka bo przecież będziemy długo siedzieć dzisiejszego wieczoru to trzeba coś przygotować no i jak tu później nie posprzątać jak podłoga się po prostu klei?!A swoją drogą jedna rzecz mi się udała napełniłam lodówkę rożnymi przysmakami a przez to niby rodzina ma nie zaznać biedy!:)
Jest tych przesądów chyba cała lista,przypomniał mi się jeszcze jeden,który pamiętam jeszcze ze szkoły podstawowej.Pisaliśmy wszystkie złe wspomnienia mijającego roku na czerwonych kartkach a potem je paliliśmy aby zapomnieć o wszystkich przykrościach.
Chodziłam cały dzień,robiłam swoje i myślałam,jak by tak człowiek wierzył w te wszystkie przesądy to nie mógł by nic robić a w końcu od tego wszystkiego by ogłupiał....Bo jak mieli byśmy spędzić miło Sylwestrowy wieczór jak na około leżały by po rozrzucane zabawki,w kuchni stos nie umytych naczyń nie wspominając o brudnych podłogach przecież tak się po prostu NIE DA!

Przygotowałam wszystko,bo mieliśmy siedzieć w domu ale na ostanią chwilę jednak wyszło,że pojechaliśmy do dziadków,zabrałam ze sobą niektóre potrawy i z dobrym humorem usiedliśmy
 do kolacji.Marcel dotrzymywał nam towarzystwa aż prawie do godz.23.00 a potem padł...
                                                              


W miłej atmosferze doczekaliśmy północy,otworzyliśmy szampana i znowu przyszedł mi do głowy pewien przesąd ale już nie miałam ochoty nawet się w to zagłębiać,bo przecież to tylko "jakieś głupoty". Za oknem już wyły syreny a więc mamy Nowy Rok,dziadek wystrzelił kilka fajerwerków
 i wróciliśmy do domu.Gdy powoli zbieraliśmy się do spania to nasz Marcel zrobił sobie przerwę
 w śnie i o godz.2.15 zajadał się bananem:) a co przecież dlaczego on miał spać jak dorośli dobrze się bawili musiał sprawdzić co się dzieje !haha.

A wracają do tych przesądów sylwestrowych co Wy o tym myślicie?Czy w tych czasach,ktoś jeszcze zwraca na to uwagę?Czy to tylko wymysł naszych babć bądź mam?Jestem bardzo tego ciekawa!



Czytaj dalej...
Marcelkowa © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka