Karmienie piersią malucha nie każdemu jest dane :(

Kiedy mój Brzdąc pojawił się na świecie jak każda mama pragnęłam zapewnić mu harmonijny rozwój.Wiem że najlepszym pokarmem dla dziecka w pierwszych miesiącach życia jest mleko mamy.Lekkostrawne i zawiera doskonale przyswajalne składniki odżywcze.
W pierwszych dobach życia mojego malca nie było żadnych problemów.Marcelek szybko nauczył się chwytać brodawkę bo odruch ssania miał bardzo dobrze rozwinięty,mielismy tylko problem z drugą piersią ale na szczęście ktoś wymyślił kapturki :)
Przez pierwsze dni pokarmu starczało ale z dnia na dzień Maluda potzrebowła więcej a w piersiach coraz mniej :(Co robić?Nie chciałam od razu dokarmiać go butelką bo wiem że wtedy już by było tylko gorzej.Siedziałam całymi dniami z Małym przystawionym do piersi,raz jednej raz drugiej bo to jedyny dobry sposób aby pobudzić laktacje.Czasem próbowałam też laktatora i piłam bardzo dużo,ale i tak to nic nie dawało,byłam bezradna a Brzdąc płakał bo był głodny.Po trzech tygodniach walki postanowiłam przejść na mleko modyfikowane i Macelek w końcu się porządnie najadł i spał w nocy jak suseł do samego rana :) Pokarm mi zanikł całkowicie :(
Byłam zła na siebie no ale nic więcej zrobić nie mogłam najważniejsze że Mały napił się pierwszego pokarmu tzw.siary gdyż jej zadaniem jest zwiększenie odporności i to tylko mnie cieszyło w tym momencie.

Moja mama mi ciągle powtarzała "nie przejmuj się ja też Was nie karmiłam bo nie miałam pokarmu a zobacz na jakich zdrowych ludzi wyrośliście "Czy jest możliwe,że to może być rodzinne?
Jednak nie każdej mamie jest dane budowanie więzi z dzieckiem przez karmienie ale co poradzić i tak w życiu bywa ,może przy następnym Brzdącu będzie mi dane dłużej karmić,kto wie?!Może wtedy poczuje bardziej że daje mojemu dziecku poczucie bezpieczeństwa...Kiedyś ktoś mi powiedział że dzieci karmione piersią są bardziej samodzielne,szybciej zaczynają mówić,lepiej się uczą.
Czy to prawda?Nie wiem...

Czytaj dalej...

Ostrów Lednicki - tak blisko a tak daleko :)

Jest niedziela słońce pięknie świeci a ja krzątam się po domu i myślę jak spędzić ten piękny dzień.Gdzie pojechać żeby sprawić radość Brzdącowi i spędzić rodzinnie trochę czasu,w końcu też się nam coś od życia należy :)Chodziłam i marudziłam jak to każda kobieta ale w końcu na coś się to zdało !
Mężulek spakował wózek i kazał się ubierać .Jedziemy !Jeszcze nie wiem gdzie ale jedziemy! Jechaliśmy znaną nam już wzdłuż i wszerz (tak nam się przynajmniej wydawało)drogą szlaku piastowskiego i natrafiliśmy na znak Ostrów Lednicki-nieoczekiwany cel naszej podróży.Tak blisko a jednak tak daleko bo jeszcze tam nie byliśmy.
Dotarliśmy na miejsce,zostawiliśmy samochód na parkingu i udaliśmy się do kasy za 20 zł mogliśmy przepłynąć na wyspę i zwiedzić Muzeum Pierwszych Piastów.

Parking i punk obsługi turystów.

 Za wielką bramą ukazał nam się prom który kursuje co pół godziny i zabiera turystów na największą z pięciu wysp na jeziorze Lednica.



Tuż przed przepłynięciem

Prom

Płyniemy :)

No i jesteśmy!


A co  ujrzeliśmy na wyspie zobaczcie sami:
















Bardzo miło spędziliśmy niedzielne  popołudnie!A że byliśmy nad wodą aż tak upał nam nie dokuczał.
Tyle jest ciekawych miejsc które można zobaczyć a często nawet nie wiemy co mamy pod nosem :)

Czytaj dalej...

Akcja żniwa

Mieszkamy w małej wiosce położonej nieopodal Gniezna,wioska czyli prace związane z glebą,Posiadamy gospodarstwo na którym uprawia się różnego rodzaju zboża.Związku z tym że nadszedł czas zbiorów zbóż trzeba było wyruszyć na pola aby zebrać tegoroczne plony.Gospodarstwo mamy niewielkie więc nie posiadamy swojego kombajnu,ale mamy sąsiadów którzy za pieniądze chętnie przyjadą nam wymłócić.Sami nie dajemy rady więc poprosiłam o pomoc brata i tatę aby pomogli nam zrzucać zboże z przyczep.Wszak wiadomo że dzieci nie biorą udziału w pracach polowych to tatuś Marcela nie mógł powstrzymać się aby syna posadzić na przyczepie z ziarnem.



Cały był zakurzony a reszta pracy nad brudnym synem musiała oczywiście zająć się mama :)Po zebraniu ziarna przyszedł czas na presowanie słomy.Oczywiście Marcelka nie mogło zabraknąć:)Pole mamy 2km od domu więc codziennie jechaliśmy zawieść obiad i wtedy tatuś z synem razem jeździli na ciągniku a za nimi reszta ekipy zbierała baloty :)






Z pomocą syna dobrnęliśmy do końca żniw choć było ciężko bo jednego dnia zgonił nas straszny deszcz ....
Przyszły rok prawdopodobnie będzie łatwiejszy gdyż już pewnie maleńką łopatką Marcel będzie zwalał zboże :)

Czytaj dalej...
Marcelkowa © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka